Pierwszy miesiąc w liceum cz.1

Wiem, dwumiesięczna przerwa w publikowaniu postów nie służy blogowi, ale niestety - nie mogłam przeskoczyć bariery jaką był brak internetu. Od dzisiaj jednak mam nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej. Pozwólcie, że teraz przejdę do właściwej treści posta, a mianowicie pierwszego miesiąca w liceum. Kto ciekawy moich wrażeń? Zapraszam!


1 września:
O 8.50 umówiłam się z koleżanką, z którą chodziłam do gimnazjum, a która dostała się do tego samego liceum co ja, że pójdziemy razem, bo ta szkoła jest tak ogrrrromna,że można się w niej zgubić. Serio. Ale o tym później. Niestety, po wejściu musiałyśmy się rozdzielić, ponieważ ona miała spotkanie w innej sali, a ja w innej. Cóż, takie życie - trzeba sobie radzić samemu. Po półgodzinnym spotkaniu z wychowawcą (uwierzcie, nie działo się nic ciekawego) wszystkie klasy pierwsze (około 300 osób!) grzecznie ustawiły się w wyznaczonym miejscu na szkolnym korytarzu (tak, zmieściliśmy się, mówiłam, że szkoła ogromna). Dyrektor, a potem przewodniczący samorządu przywitał nas, uspokoił, że nie będzie tak źle i życzył powodzenia. I na tym skończyły się atrakcje dnia pierwszego.

2-4 września:
Jednym słowem - chaos. Ogarnianie ludzi w klasie (40 osób; naprawdę trudno połapać się kto jest kim i jak się nazywa), zwiedzanie szkoły (numeracja sal jest logiczna, a zarazem bardzo specyficzna). Imion kolegów i koleżanek uczyłam się dwa tygodnie, ale budynek szkoły ogarnęłam już następnego dnia po rozpoczęciu roku. No i cóż, wiadomo - lekcje organizacyjne: poznawanie nauczycieli, przedmiotów (w gimanzjum nie ma np. wiedzy o kulturze czy podstaw przedsiębiorczości).

7-16 września:
Bogu dzięki, że dyrektor wpadł na coś takiego jak "okres ochronny". Nie wiem czy w innych szkołach jest coś takiego, ale jeśli nie to już tłumaczę o co chodzi: przez dwa tygodnie nauczyciele nie stawiają ocen, nie są wyciągane konsekwencje ze spóźnień (ktoś może się jeszcze gubić w szkole) itd. Ogólnie jest to czas na poznanie szkoły, nauczycieli i siebie nawzajem. Czyli chodzimy do szkoły, ale jeszcze się nie uczymy (chociaż powinniśmy, ale kto by to robił jeśli wie, że nie grozi mu żadna zła ocena, prawda :D)

17-30 września:
Powoli pojawiają się kartkówki, zapowiadane są pierwsze sprawdziany i nauka wkracza na wyższy poziom. Nie powiem, żeby było urwanie głowy, ale zauważa się już "powagę" szkoły średniej. Prace domowe, składające się choćby z kilku krótkich zadanek, ale codziennie. Nie ma ociągania się materiałem - jedna, dwie lekcje na zagadnienie i idziemy dalej. Dlatego naprawdę najważniejsza rada: nie rozumiesz czegoś? pytaj! Albo wytłumaczą ci teraz albo nie dowiesz się tego już nigdy.


Na tym skończę dzisiejszy post, bo do powiedzenia mam dużo,
ale nie wiem chciałoby Wam się czytać taki długi wywód.
Ale nie martwcie się z drugą częścią wracam niedługo! :)

3 komentarze:

  1. Ten okres ochronny to rzeczywiście fajny pomysł :)
    http://paulan-official-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę fajny pomysł z tym 'okresem ochronnym', wszędzie powinno takie coś być.Na jakim profilu jesteś?

    Zapraszam do mnie:
    http://myeverytimehope.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wybranym przeze mnie profilu powiem w drugiej części posta. Zapraszam niedługo :)

      Usuń